Blisko, coraz bliżej!!!
Ale żeby nie ograniczać się do samego pedałowania…
Obudziliśmy się w Bulgarii, w domu przemilych Brytyjczyków i o 6:30 ruszyliśmy nad pobliskie jezioro pelikanów podglądać ptaki.
Spacer trwał prawie 3 godziny. Mike wypatrzył dla nas sporo gatunków- widać ze to jego pasja. Mijając sennych wędkarzy podejrzeliśmy łyski, rybitwy, perkozy z maluchami, ibisy, remizy, czaple purpurowe, siwe, białe, kurki wodne, kormorany, zimorodki, żołny, wilgi i wreszcie pelikany, z których słynie jezioro.
Kura, kaczka…
Na boku dokonałam też pewnych odkryć botanicznych 😀
Ach, ta Bułgaria! Żal było stąd wyjeżdżać, tym trudniej, że pod górę. Wypoczęlisny do popołudnia na werandzie i ruszylismy w stronę granicy. Witaj z powrotem, Rumunio.
Dzisiejszy odcinek był wybitnie górzysty, co chwilę atakowalismy jakiś podjazd. Dzieci znów krzyczały do nas Hello i money, money, a Dunaj płynął coraz szerszy, wokół wysepek i jezior, by wreszcie skręcić na północ. Zobaczymy go znów dopiero za 3 dni.
Widoki były przepiękne. A zjazdy spektakularne- hamulce polewane wodą dymiły i syczały.
Namierzylismy tez największe jak dotąd stado owiec, prowadzone przez cztery psy pasterskie, z oślą strażą przyboczną.
Żeby nie być skazanymi na namiot w szczerym polu, skręcilismy do jedynej noclegowni na odcinku 150 kilometrów. Nazywa się to Popas Turistik.
W pawilonie jak na koloniach 20 lat temu mieszczą się cztery sypialnie z wejściem ze wspólnego balkonu. Popas prowadzi sympatyczna para staruszków.
Pan wskazał nam miejsce na rowery w garażu gdzie trzyma kartofle. Pani przygotowała pokój, w którym poza łóżkami jest miejsce na przejście do łazienki. Kolację ugotowałam (lismy) na balkonie, dokupilismy tylko po szopskiej sałatce 2pln za sztukę. Apartament kosztuje nas dzisiaj 50pln na 3 osoby i jest to jak dotąd najtańszy nocleg przydunajski 🙂
Do Morza jeszcze 85km, chcemy tam byc jutro na obiad.