Wpis umieszczamy z opóźnieniem, bo w Yellowstone trudno o Internet. Ciut lepiej jest w Pahaska Tepee (Wyoming), ale jest wietrznie i wiadomości dymne przekazywane są powoli, skutkiem czego Internet się ślimaczy. Zdjęcia i wpisy uzupełnimy już jutro, o ile nie zje nas grizzlie bear 🙂
OK – uzupełnione!
Dzisiejszy dzień zaczął się od spełnienia małżeńskiego obowiązku … zrobiłam pranie! Skorzystałam z typowej pralki i suszarki na ćwierćdolarówki. Trochę skurczyła mi się piżama – poza tym strat nie odnotowano!
Po zakupach żywieniowych w Wallmarcie ruszyliśmy do Jackson – które jest ostatnim na południu miastem przed wjazdem do Yellowstone. Po drodze kompletnie zaskoczyły nas widoki – przez większość trasy jechaliśmy stromym zboczem na dole którego meandrowała rzeka Snake. Im bliżej Yellowstone tym bardziej bajecznie to wyglądało.
Jackson to miasteczko utrzymane w kowbojskim stylu. Piotrek spełnił tu jedno ze swoich największych marzeń ostatnich lat – w sklepie z odzieżą dla kowbojów kupił prawdziwy kowbojski kapelusz! Natychmiast założył go na głowę i wypił piwo siedząc w siodle w Million Dollar Cowboy Bar. Na szczęście udało mi się go powstrzymać przed napadem na zatrzymujący się na rynku dyliżans!
Po lunchu ruszyliśmy prosto do południowego wjazdu do Yellowstone. Jeszcze przed Yellowstone wjeżdża się do parku gór Teton – wznoszące się na 3000m ośnieżone szczyty wyrastają prosto z jeziora. Aż brak słów –co chwila widoki zapierające dech w piersiach.
Wygląd parku był dla nas sporym zaskoczeniem – spodziewaliśmy się gęstego monumentalnego lasu w stylu Borów Tucholskich. Nic z tych rzeczy! Las jest mało widowiskowy, w wielu miejscach widać ślady po częstych tu pożarach. I nie dla lasu się do tego parku przyjeżdża a dla zwierząt, rzek, strumieni, trawy i GEJZERÓW. Tyle wywnioskowaliśmy w zapadającym zmierzchu fotografując pasącego się tuż przy drodze bizona i wdychając zapach siarki z gorących źródeł.
Od południowej bramy parku do naszego hotelu blisko północnej bramy przejechaliśmy 200 kilometrów. Co chwila mijaliśmy znaki ostrzegające przed dzikimi zwierzętami. Od strażniczki dostaliśmy mapę i ulotkę ostrzegającą przed zbliżaniem się do bizonów. Ciekawe, na ile prawdziwe te ostrzeżenia?
W hotelu powitał nas pluszowy wilk siedzący na łóżku i mydło w kształcie misia.
Na dole płonął kominek. W restauracji obsługiwała nas Czeszka z Pragi – była autentycznie szczęśliwa że w końcu widzi jakieś znajome twarze. Gość ze stolika obok w pewnym momencie zapytał czy mówimy po Polsku i jak się okazało miał na imię Daniel i 10 lat temu wyemigrował do Nowego Orleanu z Łomianek. Świat jest mały.
Niemniej jednak w Ameryce wszystko jest większe.
2 komentarze
Piotruś bardzo realistycznie wypadł jako kowboj 🙂
pieknie Gosia wygląda w tym kapelutku.
&