Czas zwolnil we wtorek kiedy trafilismy na Koh Samui. Kupujac bilet lotniczy de facto zakupilismy polaczenie samolot + bus + prom na wyspe.
Krajobraz zmienial sie szybko i to na coraz lepszy 🙂
A wyspa wyglada oszalamiajaco – gory wyrastajace prosto z plazy, palmy, egzotyczne kwiaty, zatoczki i szafirowa woda.
Z naszego domu na skarpie mamy obledny widok, podobnie to wyglada z lozka. Mocno przecieram oczy co rano.
Postawilismy na pelen relaks z odrobina sportu – w koncu jest tu klimatyzowana silownia i normalnych rozmiarow basen. Powoli czas wracac do formy, polmaraton za 17 dni!
Przenosimy sie wiec generalnie z plazy na taras do jacuzzi, z jacuzzi na lezak, z lezaka do basenu i tak w kolko.
W czasie spaceru po plazy zaobserwowalismy lokalny slub:
Maja tu tez restauracje ze stolikamy doslownie na piasku – Piotrek zjadl najwieksza krewetke w zyciu. Poza tym kaze mi dopisac ze widzial wczoraj 10 cyckow.
Pogoda jak widac dopisuje 😉 w dzien 32-33, w nocy 26. Woda w oceanie jest tak goraca, ze dopiero wieczorem po zachodzie slonca przyjemnie do niej wejsc.
Jutro wieczorem wracamy z tego raju do Bangkoku gdzie bedziemy ogladac nowoczesniejsza strone miasta i robic pozegnalne zakupy.